Mężczyźni o kobietach

Bohaterki kwietniowego DKF Politechnika

Zapytany o to, jak to się dzieje, że tak znakomicie pisze postaci żeńskie, George R.R. Martin odpowiedział: „dla mnie to też ludzie”. Nie wiem, czy taką filozofią kierowali się twórcy filmów, które w kwietniu będzie można obejrzeć w ramach DKF Politechnika, ale efekt okazał się wyśmienity. Widzowie będą mogli wybrać spośród trzech propozycji, w każdej główna rola objęta została przez przedstawicielkę płci pięknej. W obawie, że zdradzę za dużo, o innych analogiach już nie wspomnę
i przejdę do sedna:

03.04: Labirynt Fauna, reż. Guillermo del Toro

Film, który wprowadził Guillermo del Toro „na salony” i do dziś pozostaje jego produktem sztandarowym. Choć już wcześniej nie był on postacią anonimową, to kojarzony był przede wszystkim z kinem mniej ambitnym. Fani komiksów na pewno znają jego Hell Boya czy Blade’a. Tymczasem Labirynt Faunanie tylko osiągnął sukces kasowy, ale też zdobył ogromne uznanie krytyków i mnóstwo nagród, w tym aż trzy Oscary i sześć nominacji. Można też śmiało powiedzieć, że dla pokolenia amerykańskich dwudziestokilkulatków jest to jeden z najpopularniejszych – jeżeli nie najpopularniejszy – film nieanglojęzyczny. W czym tkwi tajemnica sukcesu del Toro? Przede wszystkim cały czas kręci dokładnie takie filmy, jakie sam chciałby obejrzeć. Wbrew pozorom niewielu twórców głównego nurtu sobie na to pozwala, co stawia Meksykanina w jednym rzędzie choćby z Quentinem Tarantino. Zabójczy jest też miks dziecięcej wyobraźni i niepohamowanego entuzjazmu ze znakomitym warsztatem filmowym.

Labirynt Fauna opowiada historię małej dziewczynki rozdartej między brutalną rzeczywistością hiszpańskiej wojny domowej, a fascynującym – ale nie mniej groźnym – światem fantastycznym. Choć główna bohaterka ma zaledwie 11 lat, a fabuła wydaje się naiwna, nie jest to film dla dzieci ani nawet dorosłych o słabych nerwach. Nie brakuje tu brutalności i różnych strachów – zarówno realistycznych, jak i fantastycznych. Obraz ten to dziwaczna hybryda, wciągająca bez reszty, oferująca widzom bezcenne filmowe przeżycia. Ta baśń dla dorosłych to pozycja obowiązkowa!

10.04: Blue Jasmine, reż. Woody Allen

Woody Allen nie ma ostatnio dobrej prasy, eufemistycznie rzecz ujmując. Filmowo jednak nadal utrzymuje wysoki poziom, czego najlepszym dowodem niech będzie jego najnowsze dzieło. Blue Jasmine to film o niebo lepszy od Zakochanych w Rzymie, a to głównie za sprawą świetnych aktorów i spójnej historii, której w poprzednim filmie niestety zabrakło. Napisałem o świetnych aktorach, jednak na osobną wzmiankę zasługuje Cate Blanchett, która za swoją rolę dostała jakże zasłużonego Oscara oraz Złotego Globa.

Jej postać, choć ma w sobie pierwiastek bohatera, jakiego zazwyczaj odgrywał w swoich fimach Allen, jest też bardzo od niego różna. Tytułowa Jasmine to kłębek nerwów, jednak zamiast anemicznego allenowskiego snucia, uderza w ekstrawertyzm, uwielbia być duszą towarzystwa i znajdować się w centrum uwagi. Nie jest też postacią przeintelektualizowaną – jej problemy wynikają z próżności i egoizmu, a nie z dylematów egzystencjalnych. Na ekranie widać wspaniałą chemię między nią a jej siostrą, graną przez Sally Hawkins.Wspaniale dał sobie radę także Bobby Cannavale, choć w zdecydowanie mniejszej roli.

Nowojorski reżyser bardzo słusznie powierzył tym aktorom udźwignięcie filmu, który od strony fabularnej nic nowego tak naprawdę nie proponuje. Nadrabia za to żwawym tempem i jak zwykle błyskotliwymi dialogami. Cieszy też obecność Louisa CK, znakomitego amerykańskiego komika, który zrealizował swoje marzenie i zagrał, choć tylko epizod, w filmie swojego idola. Fanatycy Woody’ego Allena na pewno znajdą powody do narzekania, jednak wszyscy inni powinni bawić się znakomicie.

17.04: Podwójne życie Weroniki, reż. Krzysztof Kieślowski

Podwójne życie Weroniki to jedno z najsłynniejszych dzieł polskiego mistrza X muzy, Krzysztofa Kieślowskiego, nagradzone m.in. w Cannes Złotą Palmą dla najlepszej aktorki, nagordą FIPRESCI i jury ekumenicznego. Niewiele polskich filmów może równać się z takim dorobkiem,
a mimo to w Polsce obraz nie cieszy się taką popularnością jak choćby Dekalog czy Trzy Kolory. Warto jednak wrócić do tej metafizycznej historii.

Kieślowski opowiada historię dwóch kobiet – Weroniki i Veronique. Choć dzieli je zaledwie półtora tysiąca kilometrów, to odnosi się wrażenie, że żyją w równoległych światach. Ich życia są ze sobą związane niewidzialną nicią, a one same podświadomie zdają sobie z tej więzi sprawę. Podobieństwa między nimi wychodzą poza sferę, którą można uznać za przypadek, dotyczą bowiem nie tylko metryki i wyglądu, ale też talentów i słabości.

Kieślowski snuje swoją opowieść w charakterystycznym dla siebie, onirycznym stylu. Niezwykły klimat filmu dodatkowo podkreśla muzyka autorstwa Zbigniewa Preisnera oraz równie znamienne dla stylu polskiego reżysera zdjęcia, za które odpowiada Sławomir Idziak. Cała trójka spotkała się wcześniej, z równie dobrym efektem, na planie Krótkiego filmu o zabijaniu. Wisienką na torcie jest wspomniana już przeze mnie podwójna rola żeńska Irene Jacob. Jest to jeden z tych filmów, które po prostu warto znać!

Adrian Strzelczyk