Po obu stronach środkowej Odry

Cudze chwalimy, swego nie znamy, studiujemy w pięknym mieście, którego nie doceniamy. Wrocław ma barwną historię, najpierw był częścią Rzeszy Wielkomorawskiej, a po jej upadku należał do Czech, potem do Królestwa Polskiego. Historia lubi płatać figle i w trakcie kryzysu Wrocław przygarnęły znowu Czechy i tak na przemian, raz był na ziemiach polskich, raz na czeskich. Zdarzyło mu się nawet być pod rządami Habsburgów (Austriaków). Zanim wrócił do Rzeczypospolitej Polskiej na stałe to był częścią Królestwa Pruskiego i Rzeszy Niemieckiej. Sama nazwa miasta wywodzi się od domniemanego założyciela, czyli czeskiego księcia Vratislava.

Wrocław to miasto:

– studentów – co roku rzesze młodzieży przybywają i od października do czerwca „oblegają” miasto;

– krasnali – od 2001 r. Wrocław został opanowany przez te małe skrzaty;

– mostów – licząc małe przeprawy i kładki, mostów i wiaduktów jest 120;

– zieleni – aż 17 % powierzchni miasta to tereny zielone;

– gotyku, baroku i modernizmu – wystarczy przyjrzeć się budowlom;

– multikulturowości – ulice pełne są barwnych osobowości, mówiących w najróżniejszych językach świata i wyznających najrozmaitsze poglądy, a mimo to świetnie się ze sobą dogadujących.

Kilka ciekawostek turystyczno-historycznych:

DZIELNICA CZTERECH WYZNAŃ to także Dzielnica Wzajemnego Szacunku, Dzielnica Czterech Świątyń oraz Dzielnica Tolerancji.

Miejsce, gdzie w odległości 300 m od siebie znajdują się kościół katolicki (Kościół św. Antoniego), ewangelicki (Kościół Opatrzności Bożej), prawosławny (Cerkiew Katedralna Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy) oraz synagoga (Synagoga pod Białym Bocianem). Pomysł współpracy między duchownymi i społecznością tych czterech wyznań powstał w 1995 r. z inicjatywy duchownych. Z tą dzielnicą związana jest Legenda o zegarze kluskowym: W XVI wiecznym Wrocławiu żył pewien kupiec o imieniu Bartłomiej. Miał piękną, dobrą i pracowitą żonę, Elżbietę. Jednak kobieta miała jedną wadę – ciągle z wszystkim się spóźniała. Pewnego razu Bartłomiej zaprosił na kolację jednego z miejskich radnych, aby przy smakowitych kluskach śląskich omówić interesy. Jednak, znając swoją żonę, obawiał się, że kolacja nie zostanie podana na czas, obmyślił więc sprytny plan. Udał się do kościoła św. Barbary, gdzie dzięki dobrze wypełnionej sakiewce udało mu się namówić kościelnego, aby przesunął wskazówkę zegara o dziesięć minut. W ten sposób chciał zmusić Elżbietę do wcześniejszego postawienia garnka na ogniu. Wybieg się udał, kolacja została przygotowana na czas. Jednak niebawem okazało się, że kościelny, majstrując przy zegarze, uszkodził jego mechanizm i nawet najlepszym zegarmistrzom w mieście nie udało się już go naprawić. Odtąd zegar na wieży kościoła św. Barbary wybijał godziny zawsze o dziesięć minut wcześniej, co sprawiło, że wrocławskie mieszczki nazwały go kluskowym, bo kiedy zaczynał wybijać godzinę osiemnastą, wiadomo było, że mąż zaraz wróci z pracy i czas stawiać garnek z kluskami na piecu.

DWORZEC GŁÓWNY PKP

Dworzec Główny we Wrocławiu jest jedną z najstarszych tego typu budowli w Polsce. Wybudowany w stylu neogotyckim, na przestrzeni lat 1855-1857, jako dworzec węzła Kolei Górnośląskiej i Wrocławsko-Poznańsko-Głogowskiej. W niezmienionej formie istniał aż do II wojny światowej. Posiada bogatą bazę legend i mitów, z których najwięcej dotyczy jego, podobno bardzo rozległych, podziemi. Jedna z najbardziej prawdopodobnych dotyczyła szpitala, wybudowanego podczas oblężenia. Pojawiło się mnóstwo informacji i wywiadów na temat trzypiętrowych kondygnacji pod dworcem. Najbardziej barwne opowieści mówiły o podziemnym mieście, a nawet tunelach metra. Są też historie o tragicznym zalaniu przez Niemców podziemnego szpitala wraz z pacjentami. Prace badawcze bezlitośnie rozprawiły się z wszelkimi legendami, przypuszczeniami bądź mitami. Bunkier przeciwlotniczy, który miał być kilkupiętrową budowlą okazał się standardową siecią pomieszczeń i

mało prawdopodobne, by kiedykolwiek miał jakieś niższe poziomy. Wśród podziemnych tunelów dominują pocztowe lub służące do przewozu ciężkich lub niebezpiecznych materiałów. Większość dużych pomieszczeń jest otwartych, lecz nie wykorzystywanych. Jedynym zalanym przejściem podziemnym jest tunel przy ulicy Małachowicza, który kiedyś służył jako podziemne przejście na perony dworca. Pod koniec XX w. część podziemi otwarto na rzecz drobnego handlu, a pomieszczenia przyległe tarasom oddano pod wynajem właścicielom komercyjnym.

MOSTEK CZAROWNIC

Zlokalizowany między dwoma wieżami Kościoła św. Marii Magdaleny przy ul. Szewskiej na wysokości 45 m. zwany jest także Mostkiem Pokutnic. Legendy głoszą, że po zmroku na mostku miały się pojawiać pokutujące dusze zmarłych w mieście podróżnych, a w innej wersji – dusze próżnych dziewcząt, które spędziły życie na zabawach i kokietowaniu adoratorów zamiast na wychowaniu dzieci i prowadzeniu domu. Zdesperowane matki lekkomyślnych córek przyprowadzały je w nocy pod wieże kościoła. Wrocławianie byli przekonani, że po ujrzeniu wijących się sylwetek pokutujących, dziewczętom łatwiej będzie się pogodzić z szarzyzną codziennego życia.

PIWNICA ŚWIDNICKA

Najstarsza gospoda miejska, w której podawano jęczmienne piwo świdnickie. Słynne jest zdanie: „Kto nie był w Piwnicy Świdnickiej, nie był we Wrocławiu”. Coś w tym jest. Piwnica świdnicka od wielu stuleci słynie z najlepszych piw, imprez i gości. Czego dowodem były wizyty: Fryderyka Chopina, Juliusza Słowackiego, Józefa Wybickiego, a nawet Johanna Wolfganga Goethego. Na początku XIV w., gdy otworzono Piwnicę Świdnicką, goście dostawali certyfikat, że tutaj byli i piwo pili. Dodatkową atrakcją były… żony chłopów – pijani dostawali je jak swoje. Powstała nawet rzeźba nad wejściem do Piwnicy – kobieta, która za pomocą kapcia chce udzielić lekcji trzeźwości swojemu mężowi.

Gdzie we Wrocławiu wóz na wozie przejechać może? – oto słynna wrocławska zagadka. Odpowiedzią jest tunel, którym transportowano do Piwnicy Świdnickiej piwo warzone w podwórzu kamienicy Pod złotym dzbanem, by nie zakłócać spokoju szacownych mieszkańców okolicznych domów. Tunel istnieje do dziś, a niektórzy mówią, że ciągnie się jeszcze daleko w stronę fosy miejskiej.

NAMALOWANE OKNO

Między innymi na Rynku na kamienicy naprzeciwko fontanny, przy placu Nankiera, na kamienicy naprzeciwko kościoła św. Marii Magdaleny, na kamienicy przy ul. Białoskórniczej, na bocznej ścianie Pałacu Spaetgena czy na głównym gmachu Uniwersytetu Wrocławskiego – wszędzie tam są… namalowane okna, które wkomponowują się w architekturę.

Iluzoryczne okna swą tradycją odwołują się do czasów baroku. Ulubionym chwytem malarzy było wówczas zlewanie obrazu z architekturą, tak by widz nie miał pojęcia, co jest elementem budynku, a co jedynie malowidłem. Dziś zabieg ten stosowany jest głównie ze względów technicznych, kiedy prawdziwe okno musi zostać usunięte. Dzieje się tak np. przy zmianie rozkładu pomieszczeń. Dzięki temu możliwe jest zachowanie symetrii oraz kompozycji architektonicznej budynku.

A oto krótka legenda odnosząca się do wrocławskiej architektury:

Pewna wdowa miała dziewięć córek, dziewcząt pięknych, ale płochych, trwoniących czas na tańce i hulanki. Matka tolerowała ich wybryki, mając nadzieję, że znajdą sobie bogatych mężów. Była jednak

niewiastą pobożną i stanowczo zabroniła tańców w Wielki Piątek. Aby być pewną, że nie wyjdą, zamknęła je na klucz w pokoju. Nieposłuszne córki postanowiły wymknąć się oknem, zawołać pięć ulubionych sąsiadek, równie swawolnych jak one i razem gzymsem zejść na ulicę. Gdy tylko ostatnia panna postawiła stopę na gzymsie, wszystkie skamieniały wpół tanecznego kroku. Można je obejrzeć jeszcze dziś w podwórzu kamienicy przy ulicy Szewskiej 50/51 (Instytut Kulturoznawstwa).

PANORAMA RACŁAWICKA

Ukazuje artystyczną wizję przebiegu bitwy pod Racławicami stoczonej w okolicach wsi Racławice, Dziemięrzyce i Janowiczki. Na obrazie zostali przedstawieni uczestnicy bitwy. Co ciekawe, obraz jest namalowany iluzjonistycznie, z przeznaczeniem do rozpięcia na wewnętrznej ścianie rotundy, oświetlonej z góry. Turyści zagraniczni często nie mogą uwierzyć, że jest to malowidło, pytają przewodników o rozmieszczenie rzutników, a uzyskawszy odpowiedź sprawdzają jeszcze raz, czy aby na pewno jest to obraz.

HALA STULECIA Jest to jedyny we Wrocławiu zabytek wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Za czasów PRL-u zwana była Halą Ludową, stanowi jedną z najcenniejszych atrakcji turystycznych regionu. Swoją niezwykłość zawdzięcza przede wszystkim żelbetonowej kopule, która w momencie powstania była największą na świecie pod względem rozpiętości – 67 m średnicy (o ponad 20 m więcej niż rzymski Panteon). Hala ma 42 m wysokości, maksymalna szerokość jej wnętrza wynosi 95 m.

Na otaczających ją terenach powstały liczne inne obiekty wystawowe, w tym Pawilon Czterech Kopuł i Pergola, którą niedawno wzbogacono o imponującą fontannę multimedialną, pozwalającą podziwiać spektakle łączące światło, wodę i dźwięk. W samej Hali umieszczono specjalnie dla niej zaprojektowane i wykonane organy o 222 rejestrach i 16 706 piszczałkach – wówczas największe na świecie. Niestety zostały one uszkodzone w czasie II wojny światowej. Wraz z iglicą i otaczającymi budynkami, m.in. wytwórni filmowej, Hala Stulecia stała się symbolem Wrocławia.