Jak nitki krwi tkwi mi w żyłach to, jak w świni kwik…

Prezentujemy tekst sobotniego Rymoliryktanda. Sprawdź, czy znalazłbyś się w „petardogrywce”; sprawdź, czy znasz swój język!


SŁÓWSKAZANIECNA

Doprawdy,
miriady, hordy, nawet może hiperotchłań dni,
wprzód krzta szyku fraz chłonie mnie jak tłuszcze grill,
jak do brudu muchy mordę, jak PKP do podłużnych chwil –
tak ja garnę się do sylab, by w bój bujać je jak Egipcjan Nil.

Ci porządni, tamci superżądni – ubóstwiają blichtr,
a mnie uciechą rymu kształt i trzon, i entourage, i
jak hojne Mazowsze ma zorzę, co lśni –
tak jawnie ja w niebłahym worze
chyżo wożę słowa w sobie jak uncję krwi.

Kiwi ma miąższ, żądło wąż, a ja mój wzorzec
obietnic hardych z glin;
kto łamie je wciąż, tego do Zbąszynka wożę,
by strzygł wyżłom i kszykom brwi –
bo jakżeby to tak lekceważyć je niby prukwy strużki drwin.

Tembr słów jest mi droższy niż kanclerza kwit,
niż w piłce gole Citki i Baby-Jagi mit –
jak nitki krwi tkwi mi w żyłach to, jak w świni kwik,
jak po ujściu z babci bibki bitki w żołądku i naleśnik.

Słowo wielokrotnie to sto stempli głębi;
żonglerzy gębą mielą, jak metrampaże łamią je od ręki.
Nie jestem Arielu bielą, pruję je też, lecz głównie do bitu pętli, rzadko by inni z
rozczarowania więdli.

Niedotrzymywanie słów jak uryny
stęchły kwas w sobie kłębi,
inkoherencja świerzbi jak trąd bloki – gnębi to mnie, mdli.
Swe hasła waż więc jak hantle, bo to hopsztośne pręgi –

Tara Jerzy, myśląc tak i żnąc raz pszenżyto wszerz, zauważył naraz dwa marsjańskie
kręgi.
Tedy ufolud wyszedłszy zza chaszczy, mając dres kresz, rzekł im przez wytrzeszczone
szczęki:

– Dziczejecie i dziczejecie,
fastfood, metatonii bełkot, chędożenia jęki.
Gzicie się i pniecie, lecz tylko słowności smak
i miłości znawstwo różnią was od innych wędlin.
Strzeżcie słów jak stróż bitego BMW! Nie dziczejcieżże!